Dziś drugą część serii z
cyklu "3PO3", "3PO3" czyli lista trzech albumów, wyróżniających się w
danym okresie (ofkorsik moim zdaniem).
Na początek na tapetę biorę wyłączenie płyty z lat dziewięćdziesiątych. Cztery części, każda utrzymana w innym klimacie. W pierwszej odsłonie opisałem dokonania Liroya - niekwestionowanej gwiazdy polskiego rapu ostatniej dekady XX wieku. https://3rzypo3rzy.blogspot.com/2018/02/muzyka-3po3-lata-90s-1-liroy.html
W drugiej zajmę się produkcjami, o których pewien białostocki raper zapewne powiedziałby "to nie jest hip hop".
Trzeba pamiętać, że na początku lat dziewięćdziesiątych rap w Polsce był wciąż czymś nowym, świeżym i dopóki do głosu nie doszła scena z Warszawy (600V, Molesta itd.) nie istniał jeszcze "prawilny" elementarz cech, które powinien posiadać "Real MC". Jedynym fake mc skazanym na banicje przez środowisko był Liroy, dissowany przez każdy rejon Polski (może poza mającym swoją jazdę południem). Jednak zanim to Warszawa przejęła polski rynek i nadała nową twarz HH made in PL, wyszło kilka produkcji dalekich od późniejszych sztywnych ram. W okresie 1995-1997 pojawiło się kilku sezonowych "gości", którzy próbowali się wybić, tworząc kawałki łączące discopolowe (ew. dance/eurodance) bity z próbą nawijki na nich. Teksty tych piosenek podobnie jak ma to miejsce w muzyce disco, zwykle były o dupie marynie (w przenośni ale i dosłownie). Nie warto pisać już więcej o każdym tego typu produkcie, zamiast jakiś "Upadłych aniołów" wybrałem trzy produkcje o znacznie ciekawszej historii.
3.B.A.D. Master C - Sny (1994)
Zanim Liroy wypuścił "Alboom" to na kasetach i (rzadziej) płytach wychodziły już produkcje o brzmieniu hiphopowym. Po latach najbardziej znanym i hołdowanym zespołem jest Trials X, ale o tym duecie będzie więcej w kolejnej części.
Zdecydowanie mniej kojarzoną grupą jest B.A.D. Master C - trzech "raperów" i wokalistka na refrenach (po latach na podobny pomysł wpadł zespół Pnoumatik, ale o nim może też kiedy indziej) grupa powstała jako eksperyment, próbę przeniesienia wzorców "białego" rapu na polski grunt. W tym przypadku nie znajdziemy pasji (choć możliwie, że panowie posiadali trochę większą wiedzę na temat rapu niż przeciętny Kowalski) i nagrywania demówek do szuflady a zespół, który został wybrany poprzez casting w stylu tych organizowanych później na boysbandy. Za projektem stał Krzysztof Adamski - znany polski choreograf, za teksty odpowiedzialny był prawdopodobnie aktor i reżyser Janusz Józefowicz, a zespół składał się głównie z ludzi związanych z musicalem Metro, którego reżyserem był właśnie wyżej wymieniony Józefowicz. Na potrzeby promocji nakręcono kilka teledysków, gdzie raz chłopaki naśladowali Beastie Boys a innym razem Snowa. Za najbardziej znany kawałek grupy B.A.D. Master C należy uznać tytułowe "Sny", lekki pop-rapowy numer z wpadającym w ucho refrenem. Ci którzy pragną bardziej hiphopowych rytmów mogą sprawdzić singiel "Dni", przypominający trochę utwory polskich grup, które próbowały stworzyć lokalny odłam gangsta rapu. Teksty mimo że zwykle dość proste i banalne to posiadają często rymy lepsze niż większość produkcji z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych (mało tu częstochowskich rymów). Na minus oprócz bardzo słabych umiejętności trójki "raperów", dodać należy również bity, brzmi to jak Pekay biorący muzykę od Mariana Lichtmana, a może sam Pan Marian produkował dla powyższych złych masterów. B.A.D. Master C zniknęli z list przebojów równie szybko jak się na nich pojawili. Trudno po czasie tą czwórkę jakkolwiek łączyć z polskim rapem, ich pierwsze nagrania pojawiły się jeszcze przed okresem boomu na Liroya, dlatego dalej będę się upierał że był to bardziej eksperyment, aniżeli jeden z produktów (albo i pół-produktów), które powstawały potem na bazie sukcesu "Albooomu.
Stopień słuchalności : 2/6 - jeśli ktoś lubi lekkie popowe refreny
2. K.A.S.A. - Reklama (1996)
W momencie, gdy duże komercyjne sukcesy odnosił nie tylko Liroy, ale również takie zespoły jak Kaliber 44, NAS czy WYP3, szefowie wielkich wytwórni zauważyli możliwość zarobku na wszystkim co będzie podpisane w kategorii rap/hip hop. Dzięki tej fali entuzjazmu majorsów wypłynął również Krzysztof Kasowski aka. K.A.S.A. Wykonawca z Kielc, który prowadził przez wiele lat zaciekły beef z niejakim Norbertem Dudziukiem aka. Norbi, był to konflikt zaciekły jak wojny Jay-Z z Nasem czy Mezo z Mesem, który na szczęście zakończył się w 2015, gdy obaj panowie w ramach rozejmu nagrali razem konkreto-bangera. Całkiem na serio to o ile u Norbiego to był los na loterii i podpięcie się pod raczkujący nurt to K.A.S.A. miał pewne pojęcie czym jest muzyka rap (polecam wywiad u Reda). Jak sam Kasowski stwierdził od początku bardziej jarały go klimaty reggaeton aniżeli czysty rap i to było słychać szczególnie na kolejnych jego produkcjach. Na "Reklamie" w tekstach jest dużo ironii, obśmiewania narodowych wad i ery konsumpcji podanej raz w lepszej raz w gorszej formie. Na uwagę zasługują dwa kawałki, pierwszy raczej znany (Kasa i sex) drugi (Mikrofo-On) zapewne mniej (trudno go dziś znaleźć w internecie). Kawałek oparty na samplu ze starego hitu Maryli Rodowicz jest drugim poza tytułową "Reklamą" najbardziej znany numerem z debiutu Kasowskiego, jeden z tych momentów gdzie gospodarz stara się rapować a nie tylko dokonywać melorecytacji. W "Mikrofo-On" K.A.S.A. ("przedstawia na on działa jego mikrofon") ukazuje siebie jak Mistrza Ceremonii i posyła soczyste bragga nie wahając się używać bluzg-słów.
Debiut Kasowskiego jest na pewno pozycją bardziej słuchalną, w porównaniu z duża częścią innych legalnych wydawnictw polskiego hip hopu ad. 1996. Wyróżnić na pewno należy bity na których K.A.S.A. jako-tako stara się nawijać, a "Sex i Kasa" to chyba jego życiówka.
Stopień słuchalności : 3/6
1. Kazik - Spalam się (1991)
Solowy debiut Staszewskiego przez wielu uznawany jest za pierwszy rapowy longplay w Polsce. Podobnie jak w przypadku Kasowskiego u Kazika obranie takiego stylu muzycznego nie było zupełne przypadkowe. Płyta była reklamowa przez wytwórnie pod hasłem "Kazik. Najlepszy raper Wschodu!", sam Staszewski odżegnywał się od takich tytułów twierdząc, że nie uważa się za rapera a jedynie inspiruje muzyką takich artystów jak Grandmaster Flash czy zespół Public Enemy. Kazik jako jeden z pierwszych spróbował melorecytacji jako środka przekazu dodatkowo opierając warstwę muzyczną na samplingu. Najbardziej znane kawałki prócz tytułowego "Spalam się" to "Dziewczyny" (słynny występ w Opolu Staszewskiego z suszarką, a do refrenu nawiązywał między innymi Tede na pierwszym Notesie) i wzbudzający liczne kontrowersje track "Jeszcze Polska". Po latach trochę mniej kojarzony (a szkoda) jest "Bagdad", oparty na mocnym tekście i energicznym podkładzie, gdzie Kazik w przeciwieństwie do innych tutejszych numerów rapuje zdecydowanie mniej flegmatycznie, dzięki czemu i dziś dobrze się słucha tego kawałka.
"Spalam się" dla fanów Kazika jest "białym krukiem" początkowo na przeszkodzie do wydania reedycji stały prawa autorskie do sampli wykorzystanych na płycie, a po latach już sam Staszewski nie był już zainteresowany wznowienie jego solowego debiutu. Kazik przez cały okres lat dziewięćdziesiątych nagrywał jeszcze albumy utrzymane w rapowej stylistyce. Największym sukcesem okazał się numer 12 groszy, gdzie artysta dissuje celebrytów, polityków, sportowców i nawet sam sobie wbija lekką szpileczkę.
Stopień słuchalności : 4,5/6
Na początek na tapetę biorę wyłączenie płyty z lat dziewięćdziesiątych. Cztery części, każda utrzymana w innym klimacie. W pierwszej odsłonie opisałem dokonania Liroya - niekwestionowanej gwiazdy polskiego rapu ostatniej dekady XX wieku. https://3rzypo3rzy.blogspot.com/2018/02/muzyka-3po3-lata-90s-1-liroy.html
W drugiej zajmę się produkcjami, o których pewien białostocki raper zapewne powiedziałby "to nie jest hip hop".
Trzeba pamiętać, że na początku lat dziewięćdziesiątych rap w Polsce był wciąż czymś nowym, świeżym i dopóki do głosu nie doszła scena z Warszawy (600V, Molesta itd.) nie istniał jeszcze "prawilny" elementarz cech, które powinien posiadać "Real MC". Jedynym fake mc skazanym na banicje przez środowisko był Liroy, dissowany przez każdy rejon Polski (może poza mającym swoją jazdę południem). Jednak zanim to Warszawa przejęła polski rynek i nadała nową twarz HH made in PL, wyszło kilka produkcji dalekich od późniejszych sztywnych ram. W okresie 1995-1997 pojawiło się kilku sezonowych "gości", którzy próbowali się wybić, tworząc kawałki łączące discopolowe (ew. dance/eurodance) bity z próbą nawijki na nich. Teksty tych piosenek podobnie jak ma to miejsce w muzyce disco, zwykle były o dupie marynie (w przenośni ale i dosłownie). Nie warto pisać już więcej o każdym tego typu produkcie, zamiast jakiś "Upadłych aniołów" wybrałem trzy produkcje o znacznie ciekawszej historii.
3.B.A.D. Master C - Sny (1994)
Zdecydowanie mniej kojarzoną grupą jest B.A.D. Master C - trzech "raperów" i wokalistka na refrenach (po latach na podobny pomysł wpadł zespół Pnoumatik, ale o nim może też kiedy indziej) grupa powstała jako eksperyment, próbę przeniesienia wzorców "białego" rapu na polski grunt. W tym przypadku nie znajdziemy pasji (choć możliwie, że panowie posiadali trochę większą wiedzę na temat rapu niż przeciętny Kowalski) i nagrywania demówek do szuflady a zespół, który został wybrany poprzez casting w stylu tych organizowanych później na boysbandy. Za projektem stał Krzysztof Adamski - znany polski choreograf, za teksty odpowiedzialny był prawdopodobnie aktor i reżyser Janusz Józefowicz, a zespół składał się głównie z ludzi związanych z musicalem Metro, którego reżyserem był właśnie wyżej wymieniony Józefowicz. Na potrzeby promocji nakręcono kilka teledysków, gdzie raz chłopaki naśladowali Beastie Boys a innym razem Snowa. Za najbardziej znany kawałek grupy B.A.D. Master C należy uznać tytułowe "Sny", lekki pop-rapowy numer z wpadającym w ucho refrenem. Ci którzy pragną bardziej hiphopowych rytmów mogą sprawdzić singiel "Dni", przypominający trochę utwory polskich grup, które próbowały stworzyć lokalny odłam gangsta rapu. Teksty mimo że zwykle dość proste i banalne to posiadają często rymy lepsze niż większość produkcji z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych (mało tu częstochowskich rymów). Na minus oprócz bardzo słabych umiejętności trójki "raperów", dodać należy również bity, brzmi to jak Pekay biorący muzykę od Mariana Lichtmana, a może sam Pan Marian produkował dla powyższych złych masterów. B.A.D. Master C zniknęli z list przebojów równie szybko jak się na nich pojawili. Trudno po czasie tą czwórkę jakkolwiek łączyć z polskim rapem, ich pierwsze nagrania pojawiły się jeszcze przed okresem boomu na Liroya, dlatego dalej będę się upierał że był to bardziej eksperyment, aniżeli jeden z produktów (albo i pół-produktów), które powstawały potem na bazie sukcesu "Albooomu.
Stopień słuchalności : 2/6 - jeśli ktoś lubi lekkie popowe refreny
2. K.A.S.A. - Reklama (1996)
Debiut Kasowskiego jest na pewno pozycją bardziej słuchalną, w porównaniu z duża częścią innych legalnych wydawnictw polskiego hip hopu ad. 1996. Wyróżnić na pewno należy bity na których K.A.S.A. jako-tako stara się nawijać, a "Sex i Kasa" to chyba jego życiówka.
Stopień słuchalności : 3/6
1. Kazik - Spalam się (1991)
"Spalam się" dla fanów Kazika jest "białym krukiem" początkowo na przeszkodzie do wydania reedycji stały prawa autorskie do sampli wykorzystanych na płycie, a po latach już sam Staszewski nie był już zainteresowany wznowienie jego solowego debiutu. Kazik przez cały okres lat dziewięćdziesiątych nagrywał jeszcze albumy utrzymane w rapowej stylistyce. Największym sukcesem okazał się numer 12 groszy, gdzie artysta dissuje celebrytów, polityków, sportowców i nawet sam sobie wbija lekką szpileczkę.
Stopień słuchalności : 4,5/6
Komentarze
Prześlij komentarz