Nowa seria pt. "Było (Nie) Minęło", czyli zbiór polskich i zagranicznych płyt, które w mojej opinii można uznać za klasyk i po latach wciąż chętnie do nich wracam. Pierwszy odcinek dotyczyć będzie kultowego albumu "Art Brut" duetu Pro8l3m, który miał swoją premierę dokładnie 4 lata temu. Mixtape ten pozbawiony jest większych wad, zarówno przy pierwszym odsłuchu jak i teraz, posiadając jedynie małe ryski na idealnie brzmiącej całości. O "Art Brut" pisałem już trochę przy okazji premiery "Ground Zero" (tu-tu>>>>https://3rzypo3rzy.blogspot.com/2018/03/muzyka-3po3-pro8l3m-czesc-2.html).
Tak jak poprzednik "C30-C39", był dla mnie głównie pozytywnym zaskoczeniem i ciekawostką w obrębie wtedy skostniałego nurtu ulicznego, tak "Art Brut" zwalił mnie z nóg już przy pierwszym odsłuchu. To był jeden z tych muzycznych momentów, gdzie inne płyty schodzą na dalszy plan i w playliście liczy się już tylko jedna produkcja. Pięć razy "Księżycowy krok" potem pięć razy pod rząd "W tej podróży", dalej następny track kilka razy i następny i powrót do poprzednich i tak przez praktycznie tydzień od premiery. Z tego co pamiętam "Art Brut" promowane było singlami "Stówa" i "Jakby kończył się", były to dobre kawałki (szczególnie ten z cutami z HaKa), ale nie zapowiadały takiego sukcesu jakim w ostateczności okazała się całość.
To co robił Oskar w takich kawałkach jak "Księżycowy krok", "Bez tytułu" czy "2008 dobrze pamiętam" jest unikalne i przebijające zdecydowanie to co wcześniej robił na Dobrym Towarze lub pierwszej EPce Pro8l3mu. Sposób łączenia wyrazów, akcentowania ich, charyzma w nonszalanckiej nawijce, umiejętność lecenia offbicie #delicious
Wydaje mi się, że duża w tym też zasługa Steeza, który potrafił umiejętnie pokierować kompanem z duetu, w taki sposób aby nie brzmiał jak kolejny raper z ulicy, a posiadał swój charakterystyczny styl
Nie wiem czy "Art Brut" można uznać za najlepszą płytę trwającej dekady, ale u mnie ma na pewno zapewnione miejsce w TOP3 już od 2k14. Nie jest to produkcja, która się zestarzeje, nie jest ona wrzucona w jakieś ramy mody lub osobistego sentymentu. Oskar okazyjnie rzuca hasztagami, będącymi wtedy na czasie w PL Rapie , ale robi to nienachalnie i nie opiera na tym swoich zwrotek. Bity Steeza oparte na muzyce z lat osiemdziesiątych brzmią nowocześnie, raz melancholijnie raz przebojowo, zawsze będąc motorem napędowym poszczególnych kawałków.
"Art Brut" nie były ulicznym krążkiem z życiowym przekazem, nie były podsycony truskulową miłością do wielokrotnych (choć takich u Oskara tu całkiem sporo) i zabawy słowem, w końcu też nie powstał ku modzie do dubstepu, trapu, cloudu, (czegokolwiek na co była/jest moda w tej dekadzie). Trzeba pamiętać również, że to właśnie ten mixtape wprowadził duet do mainstreamu (pomijam wcześniejsze działania Steeza z ulicznymi ekipami), gdzie panowie wygodnie się rozsiedli, grając według ich zasad, gdzie muzyka się broni sama, a jeśli już kooperacje z gwiazdami pop (Brodka) to na "Męskim graniu" a nie festiwalu Eski.
"Art Brut" to krążek wyjątkowy na naszej scenie, który będzie się bronił i za kolejne cztery lata i za kolejne cztery itd. Dziś, może już nie wracam tak często do całości, ale połowa tracków dalej została na playliscie i od czasu do czasu je odpalam
OCENA WTEDY : 6-/6
OCENA DZIŚ : 6-/6
Tak jak poprzednik "C30-C39", był dla mnie głównie pozytywnym zaskoczeniem i ciekawostką w obrębie wtedy skostniałego nurtu ulicznego, tak "Art Brut" zwalił mnie z nóg już przy pierwszym odsłuchu. To był jeden z tych muzycznych momentów, gdzie inne płyty schodzą na dalszy plan i w playliście liczy się już tylko jedna produkcja. Pięć razy "Księżycowy krok" potem pięć razy pod rząd "W tej podróży", dalej następny track kilka razy i następny i powrót do poprzednich i tak przez praktycznie tydzień od premiery. Z tego co pamiętam "Art Brut" promowane było singlami "Stówa" i "Jakby kończył się", były to dobre kawałki (szczególnie ten z cutami z HaKa), ale nie zapowiadały takiego sukcesu jakim w ostateczności okazała się całość.
To co robił Oskar w takich kawałkach jak "Księżycowy krok", "Bez tytułu" czy "2008 dobrze pamiętam" jest unikalne i przebijające zdecydowanie to co wcześniej robił na Dobrym Towarze lub pierwszej EPce Pro8l3mu. Sposób łączenia wyrazów, akcentowania ich, charyzma w nonszalanckiej nawijce, umiejętność lecenia offbicie #delicious
Wydaje mi się, że duża w tym też zasługa Steeza, który potrafił umiejętnie pokierować kompanem z duetu, w taki sposób aby nie brzmiał jak kolejny raper z ulicy, a posiadał swój charakterystyczny styl
Nie wiem czy "Art Brut" można uznać za najlepszą płytę trwającej dekady, ale u mnie ma na pewno zapewnione miejsce w TOP3 już od 2k14. Nie jest to produkcja, która się zestarzeje, nie jest ona wrzucona w jakieś ramy mody lub osobistego sentymentu. Oskar okazyjnie rzuca hasztagami, będącymi wtedy na czasie w PL Rapie , ale robi to nienachalnie i nie opiera na tym swoich zwrotek. Bity Steeza oparte na muzyce z lat osiemdziesiątych brzmią nowocześnie, raz melancholijnie raz przebojowo, zawsze będąc motorem napędowym poszczególnych kawałków.
"Art Brut" nie były ulicznym krążkiem z życiowym przekazem, nie były podsycony truskulową miłością do wielokrotnych (choć takich u Oskara tu całkiem sporo) i zabawy słowem, w końcu też nie powstał ku modzie do dubstepu, trapu, cloudu, (czegokolwiek na co była/jest moda w tej dekadzie). Trzeba pamiętać również, że to właśnie ten mixtape wprowadził duet do mainstreamu (pomijam wcześniejsze działania Steeza z ulicznymi ekipami), gdzie panowie wygodnie się rozsiedli, grając według ich zasad, gdzie muzyka się broni sama, a jeśli już kooperacje z gwiazdami pop (Brodka) to na "Męskim graniu" a nie festiwalu Eski.
"Art Brut" to krążek wyjątkowy na naszej scenie, który będzie się bronił i za kolejne cztery lata i za kolejne cztery itd. Dziś, może już nie wracam tak często do całości, ale połowa tracków dalej została na playliscie i od czasu do czasu je odpalam
OCENA WTEDY : 6-/6
OCENA DZIŚ : 6-/6
Komentarze
Prześlij komentarz